wtorek, 30 września 2014

Rematch

Oficjalnie w rematchu jestem od czwartku, a w dalszym ciągu nie skontaktowała się ze mną żadna rodzina co nie powiem, trochę mnie podłamało. Koordynatorka wysyła moją aplikację i chyba rzeczywiście stara się kogoś dla mnie znaleźć.
Dowiedziałam się od niej także, że nie mam co żałować pójścia w rematch, czekało mnie to prędzej czy później, bo moja hostka dzwoniła do agencji, rozmawiała i wypytawała o rezygnacji z programu jeszcze przed tym jak powiedziałam im o rematchu! Nie powiem, strasznie mnie to zszokowało, rozczarowałam się i zrozumiałam dlaczego tak dobrze zareagowali na tą informację, mówiąc że widzieli że źle się tu czuję i chcą żebym korzystała z tego roku i była szczęśliwa. Jaasne! Kolejną rzeczą o jakiej powiedziała mi LCC jest to że rozmawiała z moją hostką i zapytała o rekomendacje dla mnie, że to może pomóc mi znaleźć rodzinę, hostka niby ani nie odmówiła ani nie powiedziała że to zrobi, ale powiedziała że jej zdaniem powinnam zajmować się starszymi dziećmi! 
Mogłaby tak uważać gdyby nie fakt, że z 2,5 latkiem dobrze sobie radzę, szczególnie gdy jestem z nim sama i nie ma na niego wpływu starszy chłopiec. Nie mam z nim problemów, jeśli mam to udaje mi się go ogarnąć mimo wszystko dopóki nie przychodzi starszy i nie rządzi bratem przeciągając go na swoją stronę.
Szczerze odechciało mi się czegokolwiek, straciłam sympatię do host mamy, nawet nie próbowali ze mną porozmawiać! I ludzie mówią, że amerykanie są tacy bezpośredni i mówią co myślą. Gówno prawda! Są fałszywi, sztuczni i mają gdzieś wszystkich za wyjątkiem siebie. (Nie chce nikogo obrazić, wiadomo nie wszyscy, ale moi hości na pewno.)
Strasznie mnie to zdemotywowało, zdenerwowało i sprawiło że straciłam ochotę na bycie au pair, ale z drugiej strony nie chcę jeszcze uciekać do Polski, niczym przegrany. Mam nadzieję że jednak ktoś się do mnie odezwie i znajdę fajną rodzinkę, ale niestety się na to nie zanosi.

wtorek, 23 września 2014

Schedule

Co do poprzedniej notki, to mam zamiar dziś lub jutro porozmawiać z hostami i powiedzieć, że chcę rematch. Wczoraj starszy swoim zachowaniem wcale nie przekonywał mnie żeby zostać i dziś od rana było o samo. Nie będę się męczyła z nadzieją na poprawę. Nie chcę marnować czasu.

Co do tematu posta, mój schedule nie różni się bardzo od innych, jednak postanowiłam trochę o nim napisać.

Poniedziałek, wtorek, czwartek i piątek :


7 - 9 - nie budzę dzieci, starszy zazwyczaj już nie śpi, a gdy młodszy się obudzi któreś z rodziców go wyciąga z łóżeczka. Jeśli nie jedli jeszcze płatków, robię im płatki, ale zazwyczaj o 7 starszy ma już zjedzone, a dla młodszego stoją przygotowane przez hosta. Robię starszemu lunch box, przygotowytuje ubrania, ok 7.40 hości odprowadzają go do szkoły, a ja zostaję w domu z małym. Daję mu jeść zazwyczaj oprócz płatków chce bajgla, gofra czy jogurt. Bawimy się do ok 8.40, ubieram go i odprowadzam do szkoły, do której na pieszo mamy jakieś 3 minuty.

11.40 - idę po małego do szkoły, wracamy do domu, chwila zabawy, podaje mu lunch, toaleta i ok. 12.30/13.00 idziemy do góry położyć go na drzemkę. W tym celu czytam mu książkę a później bujam się z nim na krześle czekając aż zaśnie. Światło zgaszone, okno zasłonięte, zamknięte oczy i zamiast dziecka zasypia au pair. Gdy uda mi się go uśpić mam wolne, jeśli nie, próbuję ile się da, zdarzyło się kilka razy że ni zasnął i musiałam go wziąc spowrotem na dół.

14.50 - budzę młodszego lub jeśli nie zasnął wychodzimy z pokoju, ubieram go i idziemy odebrać starszego który lekcje kończy o 15.15. Do szkoły idziemy ok 10-15 minut.

15.15 - 17 - wracamy do domu, bawimy się, wychodzimy na plac zabaw, łapać jaszczurki, pojeździć na rowerach czy coś takiego.

17 - robię chłopcom kolację, jedzą.
17.40 - 18 - wracają hości i właściwie przejmują dzieci ale ja pracuję do 19 więc kręcę się po domu, ogarne zabawki, pobawię się z nimi
19 - hości idą wykąpać i położyć chłopców a ja kończę pracę.

Środa, a czasem też i piątek różnią się, ponieważ hostka nie pracuje. Ja uważam że mogłabym mieć wolne przez cały dzień bo dałaby radę sama, ale oni widocznie mają inne zdanie.

7 - 9 - tak samo jak inne dni, odprowadzam małego razem z hostką i zaczynam przerwę.
16 - 19 - bawię się z dziećmi, właściwie próbuję, bo przecież jest hostka więc wolą bawić się z mamą, przygotowywuję i kolację i krzątam się po domu.

Czasem w piątek wieczorem mam babysitting np. 8-11 ale chłopcy już spią więc ja po prostu siedzę przed tv.

Sobota:
7-12 - właściwie przyszła sobota będzie pierwszą normalną, bo wcześniej 2 razy nie było ich/nas w domu, raz starszy miał playdate gdzieś. W każdym  razie jeśli hości nie idą na tenisa, nie jedziemy nigdzie typu muzeum, zoo czy coś to krzątam się po domu,próbuję się z nimi bawić i odpowiadam za posiłki.

Niedziela zawsze wolna :)



niedziela, 21 września 2014

Jak to jest z moją rodzinką na dzień dzisiejszy?

Może i relację skończyłam na Florydzie, ale nie robiłam nic specjalnego przez te 2 tygodnie, odwiedziłam z dziewczynami Downtown, trochę sklepów, kilka spotkań, ale nic konkretnego. Jest za to coś czym chcę się z wami podzielić, ponieważ potrzebuję rady postronnych osób, jak wy to widzicie z boku, co powinnam zrobić.

A więc, od paru dni mam już wifi, więc niby wszystko powinno być super, pięknie, a nie jest.
Nie, nie mam homesick, nie jest tak że chcę wracać do domu, bo tęsknie, chcę zostać, ale może niekoniecznie tutaj.
Nie mam żadnych poważnych, strasznych powodów do rematchu, ale jest kilka mniejszych rzeczy.
Sama nie wiem od czago zacząć, powiedzmy że od kontaktu z hostami. Ogólnie są bardzo mili, lubią mnie, ale szczerze mówiąc poza dziećmi nie mamy za bardzo o czym rozmawiać, wiadomo rozmawiamy o tym co robiłam, czasem ktoś o coś zagada, ale różnimy się od siebie, dużym problemem dla mnie jest to że oni nie gotują WCALE, no chyba że liczymy ugotowanie makaronu dla dzieci czy gotowego risotto z paczki bądź odgrzanie czegoś w mikrofali. Ja uwielbiam gotować, nie odpowiada mi jedzenie rzeczy z paczki, wiadomo mogę sobie gotować sama, ale nie zawsze jest na to czas, nie obmyślam sobie jadłospisu na cały tydzień więc często mi czegoś brakuje w lodówce, a wtedy muszę sama to sobie kupić. Brakuje mi tutaj takich rodzinnych posiłków, każdy je kiedy chce, co chce, nie jedzą wspólnie z dziećmi obiadu, kolacji nigdy. I możecie powiedzieć: inna kultura, ale inne au pair nie mają takiego problemu. Żadna dziewczyna którą tu poznałam nie narzeka na jedzenie, ponieważ hości gotują, jedzą razem z nią i dziećmi wspólnie posiłki. Brakuje mi takiej rodzinnej atmosfery. Z zakupami też nie jest super, bo jak ich poproszę to mi coś kupią, ale zakupy robią raz w tygodniu, nie ważne że wyjeżdżają w piątek na weekend, zostawiając mnie z prawie pustą lodówką.
Jeśli chodzi o dzieci, wydaje mi się że mój kontakt ze starszym chłopcem zamiast się polepszać, pogarsza się. Mały miewa napady złości, kopie w ścianę, rzuca butami, pilotami, wykrzykuje raczej nie miłe słowa w stronę moją, rodziców, młodszego brata. I potrafi robić to bez serio poważnego powodu. Ma swoje humory, rozmawia ze mną normalnie, bawi się, w następnej minucie ma focha. Wiele razy słyszałam że mnie nienawidzi, że nie jestem jego mamą więc nie mogę mu mówić co może a co nie, że nikt nie może nim rządzić. Ma on wpływ także na młodszego chłopca, który gdy jego brata nie ma w pobliżu jest słodki, uroczy a przy starszym S., zmienia się w kolejnego potwora. Wszystko musi być tak jak on chce, lubi wszytkimi rządzić, a rodzice na to pozwalają. Wiem, że dzieci muszą się przyzwyczaić, że rodzice mają inne metody wychowawcze i nie reagują na pewne zachowania tak jak my byśmy to zrobili, ale wydaje mi się że to czasem przesada i że nasze stosunki wcale nie polepszają się z czasem, a pogarszają. Szczerze, nie lubie tego chłopca, staram się, jestem dla niego miła, wypytuje o szkołę, zabawki, bawię się z nim, ale to nie działa. Jak przychodzi czas odebrania go ze szkoły, ide tam z wesołym 2,5 latkiem, czekam pod szkołą, wszystkie dzieci wybiegają szczęśliwe, pełne energii, rozgadane a mój S. wychodzi powoli, ciągając nogami i ja patrząc na jego minę zastanawiam się: co dziś pójdzie nie tak, co się stanie, na co obrazi się S.
Może winne jest moje nastawienie, ale ja bardzo się staram, żeby poprawić nasze stosunki, żeby mnie polubił, ale to nie wychodzi. 

Przed wyjazdem nie zdawałam sobie sprawy z tego jak ciężko jest bez samochodu, nawet w większym mieście, gdzie przecież jest komunikacja miejska, a rodzinka zapewnia, że ma dla mnie rower. Komunikacja miejska jest, ale na głównych ulicach, nie wszędzie nią dojadę np. do supermarketu. Potrzebowałam coś ze sklepu więc postanowiłam wsiąść na rower i przejechać się te 20 minut do Walmartu, ale rower okazał się za duży, pordzewiały, włącznie z łańcuchem i nóżką, po prostu bałabym się nim jechać taki dystans.. Myślałam, że może mają jeden samochód, ale nie, chyba po prostu szkoda im pieniędzy na ubezpieczenie, raczej szkoda, bo nie wydaje mi się, żeby nie mieli tych pieniędzy. Oni sprawiają wrażenie jakby myśleli, że ich wydatki skończą się na opłacie programowej i wypłacie dla mnie. 

Kolejną rzeczą jest kwestia wakacji o których wam pisałam, pogodziłam się z tym, bo w końcu mają prawą zdecydować kiedy będę miała jeden z dwóch wolnych tygodni, nie wiedziałam jednak, że oni wyjeżdząją w środę, wracają w niedziele, ale potrzebują mnie w poniedziałek i wtorek więc chcą żebym te 2 pozostałe dni wolnego miała kiedy indziej, ale mają zapytać LCC czy tak mogą, wydaje mi się, że nie, że muszę mieć całość za jednym razem. Miałam zamiar wykupić rejs, a one zaczynają się w niedziele/poniedziałek, ale teraz już nie wiem jak to będzie.

Pewnie o czymś zapomniałam, ale już i tak wystarczająco was męczę xd
Wiem, że się rozpisałam, że marudzę i wcale nie mam tak strasznie, ale wcale nie czuję się tu szczęśliwa, nie czuję się dobrzę w tym domu. Jedyne co mi się podoba to miasto, pogoda i koleżanki. Ale znajomych mogę poznać wszędzie, ale to z rodziną i dziećmi powinnam być szczęśliwa. Nie chce spędzić tego roku z rodziną, która nie jest okropna, jest czasem fajna, tylko dlatego że mogę trafić gorzej. To miał być najlepszy rok w życiu, a wcale się nie zapowiada. Co wy o tym myślicie, co wy byście zrobiły? Wiadomo, że powinnam jeszcze poczekać z decyzją o rematchu ale znowu nie mogę czekać za długo, bo jak ja znajdę rodzinę np. w grudniu? Wydaje mi się, że teraz jest jeszcze sporo rodzin i au pair w obiegu, bo to prawie szczyt sezonu.

Lot do NOLA / Pierwsze dni / Floryda

Do Nowego Orleanu leciałam z lotniska JFK razem z moją współlokatorką z Orientation - Stephany z Kolumbii. Był to chyba mój najgorszy lot samolotem, samolot był malutki, ciasny i strasznie głośny, żałowałam, że nie kupiłam stoperów do uszu. Trochę wynagrodził nam to zachód słońca, niestety siedziałam po złej stronie samolotu i nie mam porządnych zdjęć.


Z lotniska odebrała mnie hostka, była to 21, więc dzieci już spały, przytuliła mnie i pojechałyśmy do domu. Wychodząc z lotniska buchnął we mnie okropny gorąc, pomyślałam że może pociągi nad nami jeżdżą, że może dlatego ze to parking zamknięty, ale wysiadając z auta pod domem spotkało mnie to samo. Na drzwiach wejściowych czekał na mnie powitalny karton(?), którego oczywiście nie zauważyłam. Powitanie z hostem było niezręczne, nie przytulił, nie podał ręki, powiedział cześć, jak lot, sama nie wiedziałam jak się zachować, było to kilka krępujących minut, na szczęście był wieczór, ja byłam zmęczona więc zapytałam czy mogę iść już spać :) 


Mam bardzo ładny pokój, chyba najładniejsze pomieszczenie w tym dość starym, chłodnym domu. Przepraszam za jakość zdjęć, ale robiłam je starym telefonem, Blackberry, który dali mi hości, bo okazało się że mój nie będzie jednak działał z amerykańską siecią.





Następnego ranka wstałam, ogarnęłam się, zeszłam na dół i poznałam młodszego chłopca, dałam mu i hostce prezenty i pojechałam z nimi do muzeum dla dzieci, właściwie są to bardziej sale zabaw, gry itp, ale tak to nazywają. Po południu odebraliśmy starszego ze szkoły, dałam mu prezent i siedziałam z nimi. Po południu odkryłam, że nie ma wifi, postanowiłam więc pójść na spacer po okolicy, wejść do jakiejś kawiarni, skorzystać z internetu i umówiłam się z 3 au pair, które wybierały się na kolację, akurat na ulicy gdzie byłam. Poznałam więc dwie dziewczyny z Francji i jedną z Niemiec, gdy wróciłam do domu wszyscy już spali. Następnego dnia pojechałam z rodziną do Aquarium w Downtown, było całkiem fajnie, dzieci coraz bardziej się do mnie przekonywały, więcej ze mną rozmawiały, po południu pojechałam z dwoma z poznanych wcześniej au pair do kina na "If I stay", niestety wygodne fotele, późna godzina, zgaszone światła sprawiły, że zasnęłam po 10 minutach filmu i obudziłam się na ostatnie 20 minut...



Normalną pracę zaczęłam we wtorek, napiszę wam mój grafik w innej notce. W piątek pojechaliśmy z rodzinką na Florydę, do resortu w którym mają swoje condo, apartament?. Floryda była cudowna, piękna plaża, czysta, ciepła woda, palmy, po prostu raj. Kontakty z hostami się polepszyły, bo sporo rozmawialiśmy na tarasie gdy dzieci spały. Za dużo też nie pracowałam, bo dzieci wolą spędzać czas z rodzicami niż z jakąś obcą dziewczyną z Polski. Niestety na Florydzie czas płynął aż za szybko i trzeba było wracać do rzeczywistości.. Zaraz po naszym wyjeździe zaczął się remont budynku, w którym mieści się condo, więc jest ono niedostępne przez 6 miesięcy.






środa, 17 września 2014

Lot / Orientation

Kilka słów wstępu:
Notka nie oznacza, że mam już wifi, korzystam z wolnego czasu i siedzę w Starbucksie, ale już jutro powinnam móc napisać coś z domu ! Cały sprzęt host podłączył już tydzień temu, ale od piątku czekamy na kogoś w firmy, ponieważ muszą podłączyć coś na ulicy, wizytę co chwilę przekładają ale podobno ma się pojawić jutro między 8-10 rano. Najważniejsze jednak że wifi będzie, że już nie planuję rematchu (chociaż starsze dziecko bardzo mnie przekonuje swoim zachowaniem, ale o tym w innej notce). 

Teraz zacznijmy nadrabiać zaległości ! 
O 9.10 miałam wylot z Berlina, wyjechałam z rodzicami ok 4, kilka razy w samochodzie miałam ochotę powiedzieć im: zawracajcie ! Nigdzie nie jadę ! Ale powstrzymałam się i tak o to razem z Basią i 11 niemkami dolecieliśmy bez żadnych probemów do NY. Mimo wszelkich narzekań na Orientation, ja powiem że nie było tak źle! Jodi, prowadząca była przezabawna, opowiadała dużo historii o innych dziewczynach, nie mówiła że od razu będzie pięknie i super, próbowała nas przygotować na wszystko, nudne było oglądanie wielu filmików, ale widocznie muszą to pokazać. Szkolenie z pierwszej pomocy z Red Cross America było nawet fajne, moją grupę prowadził młody chłopak, strasznie śmieszny, mógłby zrobić karierę jako komik lub aktor, serio! 
Jedyne na co można narzekać to wczesna pobudka i temperatura na sali, chłodzili nas przeokropnie więc przygotujcie sobie bluzy, szaliki, długie spodnie dresowe, tłumaczyli że nie chcą żebyśmy źle się czuły jak zrobi się za ciepło, były ospałe itp. dlatego podczas przerw wszyscy wychodzili ogrzać się na dwór :)
Wycieczkę do NY dostałam od host rodziny, ale gdyby nie wykupili jej oni ja bym to zrobiła. Może nie mieliśmy wiele wolnego czasu, może większość była z autokaru, ale jeśli nie będzie mieszkało się blisko Wielkiego Jabłka na prawdę warto pojechać, zobaczyć, poczuć że rzeczywiście jest się w stanach i spełnia się swoje marzenia! Widok z Top of the Rock był przecudowny, zupełnie jak w filmach, serialach. Mam nadzieję że uda mi się tam pojechać znowu. 
  
Program dnia na Orientation (APIA) wygląda mniej więcej tak :
6.30 - pobudka (dzwoni strasznie wkurzający telefon)
7.00 - 7.45? (nie jestem pewna) - śniadanie
8 - 12.30/13 - zajęcia na sali 
12.30 - 13.30 - lunch
i znowu zajęcia do ok 7
7-8 - kolacja

Na szczęście tak wyglądała właściwie tylko środa, we wtorek po południu była wycieczka, a w czwartek po południu jechałyśmy do rodzinek.
Mam miłe wspomnienia, poznałam super dziewczyny, niestety żadna z nich nie mieszka w mojej okolicy, ale mam nadzieję że chociaż z częścią uda mi się spotkać. 





W hotelu czekała na mnie paczka od rodzinki z kilkoma drobiazgami, rysunkami dzieci, upieczonymi przez nich ciastkami :)





Część polskiej drużyny, niestety tylko z częścią Kamili, ale nie miam lepszego.

poniedziałek, 1 września 2014

Not very happy here.

Siemanko, żyję ale jak narazie nie mam możliwości zdania relacji z podróży i orientation, gdyż mam pewne problemy z internetem. Mianowicie moja rodzinka nie założyła dla mnie wifi co mieli zrobić, hostka powiedziała że przecież mam internet na telefonie, gdzie pojawia się kolejny problem, muszę używać ich starego blackberry, bo podobno nie będzie to działało na mojej Xperii. Wiec można powiedzieć że jestem totalnie uzależniona od innych dziewczyn, jeśli chodzi o transport, ale brak auta mogłabym przeżyć gdybym miała możliwość pogadania przez skypa czy obejrzenia filmu online. Uwierzcie mi, ciężko korzystać z internetu na tym blackberry, wiec używam go tylko do pisania maili i pisania na facebooku bo przeglądać fejsa nie da rady. Siedzę teraz w starbucksie, mam go 15 minut spaceru od siebie i trochę słabo że żeby skorzystać z wifi musze iść do kawiarni, kupić coś i siedzieć tu zamiast po prostu leżeć na łóżku w moim pokoju który lubię. Przedstawiam całą sprawę LCC na wczorajszym cluster meeting i powiedziała ze to spory problem i porozmawia z moimi hostami. Ale jeśli się nie zgodzą, lcc powiedziała że to może być powód do rematchu, bo przecież musze mieć możliwość porozmawiania z rodziną lub znajomymi przez skype czy być w stanie zrobić kurs online. Oczywiście hosci pozwalają mi używać ich ipada, ale wiecie, nie jest on mój, nie mogę sobie czegoś tam pobrać, czy coś, zawsze odkładam go po kilku minutach.
Inna sprawa to mój tydzień wakacji, hostka po prostu oznajmiła ze w listopadzie jadą do georgii wiec chcieliby żebym miała swój week off wtedy, zaproponowała że mogę jechać z nimi, ale oczywiście nie będę pracowala (ta jasne, dzieci zrozumieją) i to i tak będzie mój week off.
Poza tym są bardzo mili, fajni, dzieci średnio są do mnie przekonane, ale chyba potrzebują czasu. Tylko trochę czuję się jak zwykły pracownik, sztywno trzymają się umowy i chyba liczyli na to że jadę tu tylko zajmować się dziećmi i juz własny pokój i telefon mnie usatysfakcojnuje. A uwierzcie mi że okropnie się nudzę bez wifi, telewizora w pokoju (ma przyjść dopiero za parę dni) i auta.
Także niby są mili, ale kilka rzeczy nie jest ok i nie czuje się tam dobrze i definytywnie nie jestem szczęśliwa więc nie mam jak nacieszyć się stanami..
A więc ja się pożaliłam, teraz czekam na wasze sugestie. Przepraszam za wygląd notki, ale nie mam możliwości edytowania jej na telefonie, nie mam też jak dodać zdjęć, z reszta właściwie nie mam żadnych sensownych.
Mam nadzieję że u was wiedzie się lepiej i że znajdziecie swój na prawdę perfect match, bo ja chyba się ze swoim pośpieszyłam.
Buźka ;*