niedziela, 21 września 2014

Jak to jest z moją rodzinką na dzień dzisiejszy?

Może i relację skończyłam na Florydzie, ale nie robiłam nic specjalnego przez te 2 tygodnie, odwiedziłam z dziewczynami Downtown, trochę sklepów, kilka spotkań, ale nic konkretnego. Jest za to coś czym chcę się z wami podzielić, ponieważ potrzebuję rady postronnych osób, jak wy to widzicie z boku, co powinnam zrobić.

A więc, od paru dni mam już wifi, więc niby wszystko powinno być super, pięknie, a nie jest.
Nie, nie mam homesick, nie jest tak że chcę wracać do domu, bo tęsknie, chcę zostać, ale może niekoniecznie tutaj.
Nie mam żadnych poważnych, strasznych powodów do rematchu, ale jest kilka mniejszych rzeczy.
Sama nie wiem od czago zacząć, powiedzmy że od kontaktu z hostami. Ogólnie są bardzo mili, lubią mnie, ale szczerze mówiąc poza dziećmi nie mamy za bardzo o czym rozmawiać, wiadomo rozmawiamy o tym co robiłam, czasem ktoś o coś zagada, ale różnimy się od siebie, dużym problemem dla mnie jest to że oni nie gotują WCALE, no chyba że liczymy ugotowanie makaronu dla dzieci czy gotowego risotto z paczki bądź odgrzanie czegoś w mikrofali. Ja uwielbiam gotować, nie odpowiada mi jedzenie rzeczy z paczki, wiadomo mogę sobie gotować sama, ale nie zawsze jest na to czas, nie obmyślam sobie jadłospisu na cały tydzień więc często mi czegoś brakuje w lodówce, a wtedy muszę sama to sobie kupić. Brakuje mi tutaj takich rodzinnych posiłków, każdy je kiedy chce, co chce, nie jedzą wspólnie z dziećmi obiadu, kolacji nigdy. I możecie powiedzieć: inna kultura, ale inne au pair nie mają takiego problemu. Żadna dziewczyna którą tu poznałam nie narzeka na jedzenie, ponieważ hości gotują, jedzą razem z nią i dziećmi wspólnie posiłki. Brakuje mi takiej rodzinnej atmosfery. Z zakupami też nie jest super, bo jak ich poproszę to mi coś kupią, ale zakupy robią raz w tygodniu, nie ważne że wyjeżdżają w piątek na weekend, zostawiając mnie z prawie pustą lodówką.
Jeśli chodzi o dzieci, wydaje mi się że mój kontakt ze starszym chłopcem zamiast się polepszać, pogarsza się. Mały miewa napady złości, kopie w ścianę, rzuca butami, pilotami, wykrzykuje raczej nie miłe słowa w stronę moją, rodziców, młodszego brata. I potrafi robić to bez serio poważnego powodu. Ma swoje humory, rozmawia ze mną normalnie, bawi się, w następnej minucie ma focha. Wiele razy słyszałam że mnie nienawidzi, że nie jestem jego mamą więc nie mogę mu mówić co może a co nie, że nikt nie może nim rządzić. Ma on wpływ także na młodszego chłopca, który gdy jego brata nie ma w pobliżu jest słodki, uroczy a przy starszym S., zmienia się w kolejnego potwora. Wszystko musi być tak jak on chce, lubi wszytkimi rządzić, a rodzice na to pozwalają. Wiem, że dzieci muszą się przyzwyczaić, że rodzice mają inne metody wychowawcze i nie reagują na pewne zachowania tak jak my byśmy to zrobili, ale wydaje mi się że to czasem przesada i że nasze stosunki wcale nie polepszają się z czasem, a pogarszają. Szczerze, nie lubie tego chłopca, staram się, jestem dla niego miła, wypytuje o szkołę, zabawki, bawię się z nim, ale to nie działa. Jak przychodzi czas odebrania go ze szkoły, ide tam z wesołym 2,5 latkiem, czekam pod szkołą, wszystkie dzieci wybiegają szczęśliwe, pełne energii, rozgadane a mój S. wychodzi powoli, ciągając nogami i ja patrząc na jego minę zastanawiam się: co dziś pójdzie nie tak, co się stanie, na co obrazi się S.
Może winne jest moje nastawienie, ale ja bardzo się staram, żeby poprawić nasze stosunki, żeby mnie polubił, ale to nie wychodzi. 

Przed wyjazdem nie zdawałam sobie sprawy z tego jak ciężko jest bez samochodu, nawet w większym mieście, gdzie przecież jest komunikacja miejska, a rodzinka zapewnia, że ma dla mnie rower. Komunikacja miejska jest, ale na głównych ulicach, nie wszędzie nią dojadę np. do supermarketu. Potrzebowałam coś ze sklepu więc postanowiłam wsiąść na rower i przejechać się te 20 minut do Walmartu, ale rower okazał się za duży, pordzewiały, włącznie z łańcuchem i nóżką, po prostu bałabym się nim jechać taki dystans.. Myślałam, że może mają jeden samochód, ale nie, chyba po prostu szkoda im pieniędzy na ubezpieczenie, raczej szkoda, bo nie wydaje mi się, żeby nie mieli tych pieniędzy. Oni sprawiają wrażenie jakby myśleli, że ich wydatki skończą się na opłacie programowej i wypłacie dla mnie. 

Kolejną rzeczą jest kwestia wakacji o których wam pisałam, pogodziłam się z tym, bo w końcu mają prawą zdecydować kiedy będę miała jeden z dwóch wolnych tygodni, nie wiedziałam jednak, że oni wyjeżdząją w środę, wracają w niedziele, ale potrzebują mnie w poniedziałek i wtorek więc chcą żebym te 2 pozostałe dni wolnego miała kiedy indziej, ale mają zapytać LCC czy tak mogą, wydaje mi się, że nie, że muszę mieć całość za jednym razem. Miałam zamiar wykupić rejs, a one zaczynają się w niedziele/poniedziałek, ale teraz już nie wiem jak to będzie.

Pewnie o czymś zapomniałam, ale już i tak wystarczająco was męczę xd
Wiem, że się rozpisałam, że marudzę i wcale nie mam tak strasznie, ale wcale nie czuję się tu szczęśliwa, nie czuję się dobrzę w tym domu. Jedyne co mi się podoba to miasto, pogoda i koleżanki. Ale znajomych mogę poznać wszędzie, ale to z rodziną i dziećmi powinnam być szczęśliwa. Nie chce spędzić tego roku z rodziną, która nie jest okropna, jest czasem fajna, tylko dlatego że mogę trafić gorzej. To miał być najlepszy rok w życiu, a wcale się nie zapowiada. Co wy o tym myślicie, co wy byście zrobiły? Wiadomo, że powinnam jeszcze poczekać z decyzją o rematchu ale znowu nie mogę czekać za długo, bo jak ja znajdę rodzinę np. w grudniu? Wydaje mi się, że teraz jest jeszcze sporo rodzin i au pair w obiegu, bo to prawie szczyt sezonu.

9 komentarzy:

  1. Moim zdaniem jeśli nie jesteś tam szczęśliwa to nie powinnaś starać się uszczęśliwiać się na siłę czy zostawać tam, bo może być gorzej. Tak jak mówisz - to ma być najlepszy rok w życiu więc skoro zakładasz, że tam taki nie będzie to może warto zaryzykować rematch. Ja pewnie bym tak zrobiła na Twoim miejscu, ale na szczęście nie muszę podejmować takiej decyzji. W każdym razie Twoje szczęście jest najważniejsze i nie ma co czekać aż stanie się cud i nagle będzie dobrze, bo jeśli tak nie jest na początku, to później też (nie oszukujmy się) raczej nie będzie. Zrób to, co uważasz za słuszne. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie to jest skomplikowane, nie wiem co zrobić, bo np. rodzinka właśnie wróciła, dzieci weszły do domu ja mówie heeeeeej, jak bylo, cisza. Dopiero po kilku minutach starszy raczył odpowiedzieć jak było. Hości byli mili, zapytali o mój weekend, coś opowiedzieli o swoim i poszłam do siebie bo właściwie nie było o czym gadać, a teraz już słyszę że starszy zaczyna swoje przedstawienie...

      Usuń
    2. Jeśli tak to wygląda to naprawdę nie ma chyba co się męczyć. To w końcu przez ten rok ma być Twoja druga rodzina, a to z tego co widzę tak nie wygląda...

      Usuń
    3. Moim zdaniem jeżeli zostaniesz w rodzinie, bo może coś się poprawi to będzie dla Ciebie strata czasu, ciągle będziesz o tym myślała i źle czuła. To Twoja decyzja, powodzenia!

      Usuń
  2. Hm. Musisz porozmawiać ze swoją opiekunką, czy jest możliwa zmiana rodziny w tym przypadku. Czytałam kiedyś bloga dziewczyny, która miała zamianę i była przeprowadzana rozmowa z nią, jej opiekunką i hostami. Trzeba mieć poważne argumenty, aby zmienić rodzinę. Jeżeli porozmawiasz ze swoją opiekunką to wtedy na pewno Ci powie, żebyś otwarcie porozmawiała z rodziną - i najlepiej zrób to. Jeśli nie pomoże poprosisz i zamianę, a opiekunka będzie wiedziała, że się starałaś i powinna wziąć pod uwagę, że sygnalizowałaś jej ten problem wcześniej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zastosuj wobec dzieciaka metodę karnego jeżyka a hostom wytłumacz, że w Polsce tak robiła superniania! Tęsknimy za Tobą! ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak się to czyta, to wydaje mi się, że jest Ci tam bardzo smutno. Nie warto się ich trzymać. To ma być super rok. Masz żyć a nie egzystować. I nie masz co sobie zarzucać, że mogłaś poznać ich lepiej przez skypa. Mało kto pyta o takie rzeczy jak jedzenie, wspólne posiłki etc. Wiem, że przejmujesz się, że może jest teraz mniej rodzinek ale czasem warto zaryzykować. Jesteś tam nieszczęśliwa, więc nie ma co się męczyć. Do odważnych świat należy. Warto zaryzykować. Naprawdę. Czasami ludzie po prostu do siebie nie pasują. Masz spełniać marzenia, budzić się z uśmiechem każdego dnia, być szczęśliwa a teraz chyba tak nie jest, co? Trzymam kciuki. Zrób co Ci serce mówi.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wydaje mi się, że tu zawiodła głównie komunikacja pomiędzy Tobą, a host rodziną, ale jak czyta się ten post, to od razu można zobaczyć, że za dużo jest rzeczy, które Ci nie pasują, żeby mogło się to udać. Ciekawa jestem, czy pozwolą Ci iść w rematch! Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozumiem Cie, też się tak czułam w Norwegii gdy wyjechałam na początku września, a wróciłam po tygodniu, ale ja miałam jeszcze pełno innych czynników. Jak coś to zaraz będzie u mnie notka na blogu to możesz przeczytać

    OdpowiedzUsuń